Piatek 13go. Pechowy dzien -- a moze wrecz przeciwnie? Moze to zatem najlepszy dzien na rozpoczecie tego przedsiewziecia? W tym kraju uwaza sie ten dzien za raczej szczesliwy (sprostowanie... http://a25i.com/node/11), a zatem, jesli czlowiek tylko bylby przesadny i uznawal lokalna filozofie, moglby stwierdzic, ze wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuja mu, iz tedy droga...
Moze zatem maja racje?
Czyz racji nie maja zwykle optymisci (w dodatku przesadni)? :-)
Ale nie o tym wszak mialam pisac... A o moim zyciu, moich naukach kulturowych tego kraju, kronikach pisanych zza oceanu, zderzeniu cywilizacyjnym, a takze lingwistycznym... O moim zyciu w "najlepszym panstwie swiata" i zwiazanych z tym okolicznosciach, konsekwencjach i odkryciach. A odkrywanie Ameryki (w Ameryce samej) stalo sie dla mnie czynnoscia niemal codzienna i, nolens volens, odrobine powszednia! Aby doswiadczenia moje nie sczerstwialy zapisane gdzies, odlozone do szuflady, bez dostepu do swiat(l)a, ciekawskiego oka innych i wytykania palcami, postanowilam wystawic je na widok publiczny. Niech bronia sie same! Wyposaze je w odpowiedni do tego celu arsenal i -- voilà! (jakby powiedzieli, tak, Francuzi, owszem, ale autochtoni rownie cenia sobie to przypieczetowujace i jakze efektywne slowo, wymawiane w ich przypadku z im tylko specyficznym i rozpoznawalnym miedzynarodowo akcentem :-) Taka juz ich uroda...).
A zatem tym optymistycznym postem wprowadzajacym oficjalnie otwieram blogowa czesc a25i: Artykuly Zza Oceanu.
I tym rownie optymistycznym akcentem tymczasowo zakoncze...
Tymczasem!
13 Kwietnia 2012, Sebastopol, CA